niedziela, 25 grudnia 2016

Życie drugie, czyli jak skończyliby Romeo i Julia w skokach narciarskich

Wir wollten nur reden
und jetzt liegst du hier
und ich lieg daneben
Reden, reden

***

Wszystko dzieje się na przełomie roku. Nie wiem którego i nie jestem w stanie się domyślić, gdyż sytuacja taka, jak ta przedstawiona w historii jeszcze nie miała miejsca (a jeśli ma się kiedyś zdarzyć to niech skończy się inaczej). W każdym razie – jak łatwo wydedukować – przełom roku to Turniej Czterech Skoczni, który rozpoczął się mroźnym i wietrznym konkursem w Oberstdorfie, a skoro konkurs był wietrzny to i skoki bywały różne, w zależności od wietrznego kaprysu. Taszczyłem ze sobą swoje narty, a w drodze na wyciąg towarzyszyły mi zawodne jęki publiczności i spikera, z czego wywnioskowałem, że wiatr był wyjątkowo wredny i psuł kibicom widowisko.
Aż w końcu, dosyć niespodziewanie rozległo się pełne radości wycie, a spiker zaczął szprechać z tak zawrotną szybkością, że chyba sam za sobą nie nadążał, a ja aż musiałem zobaczyć kto wywołał takie poruszenie i postanowił pokazać wiatrowi środkowy palec.
Odwróciłem się więc gwałtownie i...
AUA! - usłyszałem z drugiej strony. Zdążyłem tylko zauważyć twarz Krafta na telebimie, zanim powróciłem do poprzedniej pozycji (tym razem bez ofiar), by sprawdzić jaką szkodę wyrządziłem. Mój wzrok napotkał dziewczynę, która próbowała rozmasować bolące czoło Szybko poskładałem fakty w całość i doszedłem do wniosku, że została ofiarą nart, które dźwigałem na ramieniu.
O Jezu, przepraszam! – powiedziałem ze szczerą skruchą, choć tak naprawdę to nie wiem za co ten fikcyjny ja przepraszał? Po co się kręciła tam gdzie nie ma?
Nic się nie stało – odpowiedziała moja ofiara, a skutki mojego niezamierzonego ataku nagle zniknęły.”

– Jak ja kiedyś oberwałem z takim impetem nartami od Stjernena to wylądowałem w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu, ale co będę psuł romantyczny nastrój.
Tande zawył głośno ze śmiechu, za co Fannemel obrzucił go pełnym pogardy spojrzeniem.
– Co znowu?
– Biorąc pod uwagę różnicę wzrostu pomiędzy tobą, a Stjernenem, wydaje mi się, że mógłby on obracać tymi nartami jak śmigłem helikoptera i co najwyżej zniszczyłby ci fryzurę. Chociaż nie wiem czy coś jest w stanie zniszczyć ją jeszcze bardziej.

Koleżance nic się nie stało i dopiero gdy się w tym fakcie upewniłem, dostrzegłem, że ma ładne oczy. I w ogóle, że jest bardzo ładna. Następnie zauważyłem na jej głowie charakterystyczną czapkę z kolekcji Gregora Schlierenzauera i czar prysł.
Przynajmniej na tamten moment, bo inaczej nie byłoby historii.
Musiałem za długo wpatrywać się w jej czapkę, zanadto uzewnętrzniając swoje rozczarowanie jej skocznymi upodobaniami, bo nie zapytana o nic, wyjaśniła mi prędko:
- Jestem jego młodszą siostrą.- Dotknęła Schlierenzauerowych inicjałów na swojej czapce, aby podkreślić kogo ma na myśli.
Radość życia wróciła do mnie w mig, ale nie na długo, bo doszedłem do wniosku, że jest Austriaczką, a jak powszechnie wiadomo – Austria i Norwegia to odwieczni rywale. Nie tylko w sporcie, jak się później okazało, ale do tego momentu jeszcze dojdziemy.”

– Ja pierdolę, od kiedy jesteśmy z Austrią w jakimś śmiertelnym konflikcie? I od kiedy Schlierenzauer ma młodszą siostrę? Ostatnio miał tylko młodszego brata, a jeśli jakaś jego siostra przyszła w ostatnim czasie na świat to ten wasz związek chyba podchodzi pod pedofilię.
– Przestań mi przerywać czytanie swoją bezsensowną paplaniną. To jest fikcja, idioto.
– Z całym szacunkiem, ale to nie ja streszczam swojemu kumplowi jakieś dziwne twory internetu.
Daniel zignorował uwagę Andersa i przeszedł do dalszego ciągu historii.

Byłem rozdarty pomiędzy kiełkującym uczuciem do młodej Austriaczki, a obowiązkiem oddania konkursowego skoku. Chciałem z nią jeszcze pogadać, ale chciałem też skopać tyłek Kotu, który miał skakać ze mną w KO.
Mam na imię Daniel i zapamiętaj, proszę to imię, bo... chciałbym jeszcze kiedyś z tobą pogadać.
- A ja mam na imię Bianca i zapamiętaj to imię, bo będę trzymać za ciebie kciuki najmocniej ze wszystkich twoich fanek. I będę czekać na ciebie po konkursie tam – wskazała dłonią w stronę sklepiku dla kibiców. - Żebyś mógł jeszcze ze mną pogadać.
Urocze, prawda?
Bianca Schlierenzauer trzymała kciuki tak mocno, że pokazałem środkowy palec nie tylko wiatrowi i Kotu ale również tej wiewiórze z Austrii. Kraft, który wcześniej wywołał dziką euforię na Schattenbergschanze mógł sobie popatrzeć na moje plecy, a po drugiej serii również stanąć obok mnie na podium. Jestem pewien, że jego fryzura* skradła mi całe show, ale atencja publiki to nie wszystko. Złoty orzeł na szczęście patrzy tylko na punkty wywalczone w turniejowych konkursach.
Oto zostałem pierwszym liderem Turnieju Czterech Skoczni tamtego sezonu i czym prędzej chciałem podzielić się swoją radością z nowopoznaną koleżanką. Pobiegłem więc w umówione miejsce i... zamurowało mnie, kiedy zobaczyłem, że Kraft mnie uprzedził. Podszedł do pięknej siostry Schlierenzauera i mocno ją uściskał i choć jej twarz nie wyrażała zbyt wielkiego zadowolenia z tego powodu, poczułem się urażony i postanowiłem nigdy więcej się do niej nie odzywać.
Byłem gotów zaryzykować dla niej karierę, ale skoro woli Krafta to proszę bardzo. Jest tyle pięknych dziewczyn na świecie, czemu miałem brać się akurat za tą zakazaną?
Tak postanowiłem, ale po raz kolejny ktoś zrobił ze mnie okropnego pantoflarza i niemalże padłem przed nią na kolana, kiedy weszła mi w drogę w Ga-Pa.
Czekałam na ciebie w Oberstdorfie – oznajmiła, a na jej twarz wkradło się lekkie rozczarowanie. - Miałeś przyjść po konkursie.
Przyszedłem, ale byłaś zajęta – odparłem z wyrzutem, próbując zachować resztki asertywności.
Wyczuła o co mi chodzi. Ach, ten kobiecy szósty zmysł.
Nie przejmuj się Stefanem. On tylko... no wiesz. Leci na mnie. Ale to jest jednostronne uczucie.
Słyszałeś to? Kraft chciał sprzątnąć mi sprzed nosa nie tylko złotego orła, ale także dziewczynę. Jego szczurowata twarz chciała konkurować z moją. No porównaj to sobie.”

Fannemel spojrzał na poharataną po upadku twarz przyjaciela i zastanowił się jak delikatnie przedstawić mu swoją opinię.
– Na chwilę obecną to nawet Kraft jest od ciebie przystojniejszy – oznajmił, nie potrafiąc znaleźć łagodniejszego stwierdzenia.
– Od ciebie też. I to nie tylko na chwilę obecną – odparował Daniel.

Tym razem po wygranym konkursie, prawie spadłem z tego najwyższego stopnia podium, kiedy próbowałem wyprzedzić Krafta w drodze do Bianci. Bardzo nie podobało mi się to, że deptał mi po piętach zarówno w klasyfikacji turniejowej, jak i w walce o serce Schlierenzauerówny. Choć w jednej dziedzinie życia mógłby mi dać spokój. Dobrze, że chociaż w tym drugim przypadku wiedziałem, że zwycięstwo mam jak w banku, bo sama zainteresowana mnie o tym zapewniła. Szkoda, że nie zapewniła o tym Krafta, jakimś subtelnym „Spierdalaj”.
Całe szczęście Stefan był zbyt zajęty udzielaniem wywiadów i tym razem mogłem porozmawiać z Biancą na spokojnie. Znaleźliśmy miejsce z dala od ludzkich oczu, co by nikt nie dostrzegł tej zdrady narodu, której oboje dokonywaliśmy.
Nawet chwyciliśmy się za ręce, skandal!
Ale robienie rzeczy zakazanych dodaje swoistego dreszczyku emocji, a tego po dzikich bojach z Kraftem na skoczni na pewno mi brakowało.
- Następny konkurs jest w Innsbrucku – oznajmiła moja austriacka koleżanka, jakbym co najmniej nie żył skokami narciarskimi i nie znał kolejności konkursów Turnieju Czterech Skoczni. - Doskonale znam to miejsce, więc co byś powiedział, gdybym trochę cię po nim oprowadziła?
Moje fikcyjne „ja” było zachwycone, a ja osobiście uważam, że Innsbruck jest głupi, o! W Alpach też nie ma nic specjalnego. Jak powszechnie wiadomo Góry Skandynawskie są o wiele piękniejsze. Natomiast Bergisel to bezwzględne monstrum czyhające na śmierć skaczących z niej zawodników, a nie jedna z najpiękniejszych skoczni świata.”

- Ktoś tu ma ból dupy – stwierdził złośliwie Fannemel.
- Chyba ty.
- To nie ja wywinąłem orła na słynnej Bergisel. Nie podziwiałem też austriackich alp z perspektywy helikoptera transportującego mnie do szpitala.
– Czy możesz przestać mi przerywać, kiedy nie proszę cię o komentarz?

Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy musieliśmy oddać skoki na krwiożerczej Bergisel. Może i tym razem nikogo nie zabiła ani w żaden sposób nie uszkodziła, ale za to zrobiła coś równie okropnego.
Pozwoliła Kraftowi wygrać.
Już czułem jego oddech na szyi, kiedy jeszcze bardziej zbliżył się do mnie w klasyfikacji i byłem przerażony perspektywą ostatniego konkursu, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć.
Wszelkie złości i obawy zniknęły w tym samym momencie, w którym na horyzoncie pojawiła się Bianca.
Ten konkurs był nudny jak flaki z olejem. Wszystko się zmieniło, kiedy ty się pojawiłaś – wypaliłem niczym rasowy podrywacz.
Schlierenzauerówna zaburaczyła się lekko i oznajmiła, że też się cieszy, że mnie widzi.
Mam nadzieję, że pamiętasz o mojej propozycji z Ga-Pa?
Cały czas tylko na to czekam – odpowiedziałem nie przestając się uśmiechać.
Bianca zaburaczyła się mocniej i schowała się za swoimi długimi włosami, próbując ukryć rumieńce na swojej twarzy.
Odgarnąłem jej włosy za ucho, aby móc ją widzieć.
Ale ze mnie romantyk.
Mam jeszcze parę obowiązków tutaj, ale jeśli wymienimy się numerami telefonu to możemy się później zdzwonić.
Tak więc zrobiliśmy, po czym pożegnaliśmy się na moment. Ja poszedłem wypełnić obowiązki wobec mediów, a ona postanowiła zacząć przygotowywać brata do przyjęcia faktu, iż pokochała kogoś z norweskiej nacji:
- Gregor, co byś zrobił gdybym zaczęła spotykać się z Norwegiem? – spytała delikatnie.
- O nie! - oznajmił kategorycznie jej starszy brat. - Nawet nie chcę o tym słyszeć – dodał jakby co najmniej nie miał hopla na punkcie Norwegii i nie spędzał z nami więcej czasu niż z Kraftem i Hayböckiem.”

– Dziwisz mu się? Też bym się przeniósł do innej drużyny, jakbyś zaczął romansować z Gangnesem. Albo jakby w drużynie został tylko Bjøreng i Forfang wpatrzeni w swoje srajfony.
– Nie masz się czego obawiać. Nie zamierzam romansować z Gangnesem, ani nie zamierzam kończyć w najbliższym czasie kariery, zostawiając cię na pastwę Bjørenga, Forfanga i ich srajfonów.
– No naprawdę, od razu mi ulżyło.

Gregor kategorycznie zabronił siostrze zadawać się z Norwegami. Dlatego umówiliśmy się przy innsbruckim łuku triumfalnym, ponieważ na nastoletni bunt nigdy nie jest za późno. Nie pytaj mnie proszę, dlaczego jeszcze nie byliśmy w drodze na konkurs do Bischofshofen. Nie pamiętam czy kiedykolwiek mieliśmy pomiędzy Innsbruckiem, a Bischofshofen czas na zwiedzanie i potajemne, miłosne schadzki, ale pomińmy ten nieistotny fakt. W końcu to fikcja.
Obeszliśmy cały Innsbruck wzdłuż i wszerz, dzięki temu poznałem miejsca, o których nie miałem zielonego pojęcia. Wiedziałeś, że mają tam coś, zwane Złotym Dachem?”

– Ta – odparł Fannemel. - Stoi przy nim taka laska w strojnej kiecce, cała upierdolona srebrną farbą. Chyba udaje żywy posąg, albo coś. Rusza się tylko wtedy gdy wrzucisz jej pieniążek do koszyczka. Sprawdziłem czy rzuci dla mnie tą robotę jak wrzucę jej 50 euro, ale wykonała tylko jeden ruch. Czyli tak jak wtedy, gdy ktoś wrzucił jednego centa.
– Desperacja, poziom: ty.
– To był eksperyment społeczny! – usprawiedliwił się Fannemel.
– Tak jest. Kiedy odniesiesz porażkę w jakiejś dziedzinie życia, powiedz, że był to eksperyment społeczny.
Po tych słowach coś pacnęło go w ramię. Zabolało dosyć mocno, mimo że nie był to ciężki przedmiot.
– Moich laczków używasz przeciwko mnie?! - oburzył się Tande gdy spostrzegł narzędzie przemocy w rękach Fannemela.
– Ty stosujesz wobec mnie o wiele gorszy rodzaj przemocy – odpowiedział i opadł na krzesło, czekając na kolejne ciosy w postaci słów.

O dziwo, przyłapano nas dopiero w Bischofshofen po kwalifikacjach.
Które wygrałem.
A które odpuścił sobie Kraft.
Więc co, do jasnej cholery, robił on przy skoczni, kiedy obściskiwałem się z Schlierenzauerówną, chcąc w ten sposób podzielić się z nią radością z wygranych kwalifikacji?
Co tu się dzieje? – spytał, jakby nie miał oczu. Choć patrząc na jego włosy jest to wysoce prawdopodobne. Nie mógł sobie świadomie zrobić takiej krzywdy.
Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, a Kraft niemalże zapłonął ze złości.
Bianca, jak możesz? – dopytywała wiewiórka kiedy w końcu dotarło do niej „co się dzieje”. – Niech no tylko powiem o wszystkim Gregorowi!
Stefan, zaczekaj! – Bianca próbowała go zatrzymać, ale nim się obejrzeliśmy, już go nie było.
Byliśmy skończeni.
Zawiadomiony o wszystkim Gregor oznajmił Kraftowi, że jest niewyżytym seksualnie mutantem z mózgiem wielkości ziarnka gorczycy (choć w przypadku wiewiórki, należałoby raczej mówić o orzeszku) czyhającym na dziewictwo jego siostry. Potem wyparł się jakoby kiedykolwiek mówił źle o Norwegach, a zakaz, który nałożył na siostrę był tylko żartem, bo koniec końców wszystko jest lepsze dla jego siostry niż wiewióra z tlenionymi kudłami.
Ale do nas żadna z tych informacji nie dotarła. Tkwiliśmy więc w przekonaniu, że nie wolno nam się ze sobą spotykać.
Jak już zdążyłeś zauważyć, Bianca jest całkiem niezła w buntowaniu się, więc tym razem to ja chciałem się zbuntować, mimo że na mnie nikt jawnie nie nałożył żadnego zakazu. Postanowiłem więc popełnić największy błąd swojego życia, choć moje fikcyjne „ja” uważało, że to najlepsze rozwiązanie sytuacji.
Czaisz sytuację? Kraft odpuścił kwalifikacje, które ja wygrałem, wiesz co się w związku z tym stało. Mieliśmy ze sobą rywalizować w pierwszej serii.
No właśnie – mieliśmy. To z pewnością byłaby pasjonująca walka, publiczność lubi takie rywalizacje. Ciekawe jak spodobał im się fakt, że tylko jeden zawodnik z tej pary pojawił się tego dnia na skoczni, rywalizując sam ze sobą.
Drugi natomiast pobijał rekord świata w ludzkiej głupocie i spierdolił ze swoją zakazaną ukochaną... nie mam pojęcia gdzie. Poświęcając tym samym triumf w Turnieju Czterech Skoczni.”

– Ale z ciebie idiota. Jak bardzo trzeba mieć nasrane w głowie, żeby tak bez walki oddać Kraftowi Turniej.
– Ale Kraft nie wygrał.
– Co za niesamowite zwroty akcji. Czyżby zdyskwalifikowali go za fryzurę?
– Gdyby za fryzurę istniały jakieś sankcje to ja z pewnością z automatu dostałbym tego złotego orła.
– Nie wątpię w to.

„– Na jaki rodzaj upośledzenia umysłowego cierpisz, Tande? – spytał Stöckl, gdy po północy wróciłem do hotelu niesiony skrzydłami miłości.
Jakieś wyjątkowo silne niedojebanie mózgowe – stwierdziłeś ty wyskakując nagle zza jego pleców.
Co ci w ogóle strzeliło do głowy?! Zmarnowałeś szansę na pierwszy od dziesięciu lat norweski triumf w Turnieju Czterech Skoczni, ty ciołku!
Niezwykle wyszukana obelga, muszę przyznać.
No ale wygrał twój rodak – powiedziałem, by jakoś go udobruchać. – Nie cieszysz się?
W odpowiedzi dostałem gazetą po głowie.
Nie cieszyłbym się nawet gdyby Kraft faktycznie wygrał. Boże, Tande. Jak ja mam cię teraz ukarać?
To Kraft nie wygrał? – spytałem, kompletnie ignorując fakt, iż trener planuje dla mnie jakąś surową karę. – Jak to?
Zdyskwalifikowali go w pierwszej serii, tak to. Stoch wygrał – wyjaśnił Alex, ale po chwili chwycił się za głowę, przypominając sobie o tym jak mocno nabroiłem. - Stoch wygrał, ale to miałeś być ty, idioto!
Nic by się nie stało, jakbyście mi pozwolili jawnie spotykać się z Biancą! - fuknąłem dramatycznie.
Kim, do diabła jest Bianca? I od kiedy to zabraniamy komukolwiek z kimkolwiek się spotykać?
Bianca to siostra Gregora Schlierenzauera, w której zakochał się Daniel i razem z nią ubzdurał sobie, że zostaną wygnani ze swoich krajów, jeśli ujawnią swoją miłość – wyjaśniłeś trenerowi, a ja zgromiłem cię wzrokiem, bo przecież byłem nieomylny i niczego sobie ubzdurałem. Takie były fakty. Sam Schlierenzauer to potwierdził, zabraniając siostrze spotykania się z Norwegiem. Co z tego, że to był tylko żart, którego Bianca nie zrozumiała?
Jesteś sportowcem, masz odnosić sukcesy, ale jesteś też człowiekiem i masz prawo do miłości. Nawet do Austriaczki. Ja pierdolę, kto ci nagadał takich głupot? Gdyby to była prawda to ja bym już dawno zawisł w miejscu którejś z chorągiewek do pomiaru prędkości wiatru. Miłość jest silniejsza niż konflikty, zapamiętaj to sobie.
I takim oto głębokim przemówieniem naszego szanownego trenera zakończyła się ta historia. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a konflikt norwesko-austriacki został raz na zawsze pogrzebany, bo – jak to nasz trener zaznaczył – miłość jest silniejsza niż konflikty.”

– Ale kicha. Tak mi to przypomniało Romea i Julię, że liczyłem na jakieś dramatyczne samobójstwo z miłości, a nie na pitolenie Stöckla – powiedział Fannemel, nie kryjąc rozczarowania.
– Poświęcenie zwycięstwa w TCS jest gorsze niż śmierć – podsumował zwięźle Daniel i płynnie przeszedł do kolejnej historii.

*Właściwa akcja opowiadania ma miejsce latem, kiedy świat jest jeszcze nieświadomy apokalipsy, która dokona się na głowie Stefana Krafta, ale dostałam od dziewczyn zgodę na wyprzedzenie faktów.

______________________________

Twitter huczy od prognoz, że to Kraft wygra TCS, więc postanowiłam trochę uspokoić nastroje. No ale koniec końców niezbyt mi się ten rozdział podoba. Przy pierwszym rozdziale miałam trochę większy ubaw. Chciałam Was ładniej po tym Innsbrucku oprowadzić, ale to chyba nie jest dobre miejsce na to. Zrobię to innym razem, w jakichś fajniejszych okolicznościach niż parodia historii miłosnych.
O czym chciałybyście poczytać następnym razem? Mam jeszcze kilka pomysłów w zanadrzu, ale może podsuniecie mi coś na co jeszcze nie wpadłam? :P


PS Ja tam do Krafta nic nie mam, ale uważam, że jest stworzony do tego, żeby się z niego ponabijać :D

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Życie pierwsze, czyli męska przyjaźń wystawiona na próbę


I came to see the light in my best friend
You seemed as happy as you'd ever been
My chance of being open was broken
And now you're Mrs. him

***


Daniel nie mógł wyjść z podziwu dla wyobraźni swoich fanek. Gdyby jego prawdziwe życie było choć w części tak barwne jak historie, którym poświęcił niemalże całą noc, gimnastykując na różne sposoby swoją zdrową rękę, być może mógłby sobie pozwolić na coś więcej aniżeli wędkowanie w Meksyku z Fannemelem. Niestety, nigdy nie uderzył żadnej fanki nartami, nigdy nie nawiązał „zakazanej” znajomości z Austriaczką, a Norweski Związek Narciarski nie miał w zwyczaju zatrudniać nastoletnich fizjoterapeutek. Z nastoletnią fizjoterapeutką wiązała się właśnie pierwsza historia, w której Daniel dostał główną rolę. Pierwsze życie dzielił bowiem z niejaką Astrid Johansen, która jakimś absolutnym cudem trafiła do ich drużyny. Samą Astrid Daniel dzielił ze swoim najlepszym przyjacielem, czego jego fikcyjne „ja” nie było świadome przez długie miesiące.
Obsługiwanie telefonu jedną ręką było bardzo kłopotliwe, toteż nic dziwnego, że wypadł on z dłoni Daniela, kiedy ktoś niespodziewanie wszedł do jego sali. Urządzanie szurnęło po podłodze i zatrzymało się na stopach Fannemela, który okazał się sprawcą tego małego zamieszania. Anders spojrzał z politowaniem na zaistniałą sytuację i schylił się po sponiewierany telefon.  Zanim jednak oddał go Danielowi, wyciągnął ze swojego plecaka coś… dziwnego, a wyraz jego twarzy mówił, że właśnie został samozwańczym bohaterem.
- Tak myślałem, że ciężko ci będzie obsługiwać telefon jedną ręką, więc mam coś dla ciebie.
Zanim Tande zdążył jakkolwiek zareagować, Anders zaczął montować ten dziwny przyrząd przy łóżku, przypadkowo uderzając Daniela w nos.
- Aua! – krzyknął łapiąc się za niego jakby co najmniej otrzymał cios z prawego sierpowego. - Złam mi jeszcze nos, a to cholerstwo będą ci chirurgicznie z dupy wyciągać.
- Obawiam się, że gdybyś w takim stanie chciał wykonać tyle gwałtownych ruchów najpierw musieliby ci chirurgicznie amputować rękę – odparł Fannemel i wyprostował się dumnie, oznajmiając: - Gotowe! – dla zwieńczenia efektu umieścił na specjalnym uchwycie danielowy telefon.
- Co to w ogóle jest? – spytał Daniel spoglądając ze złością na plastikowy kij, który przed chwilą chciał zrobić mu krzywdę, a teraz więził w swoich sidłach jego jedyne źródło rozrywki w tych przygnębiających czterech ścianach.
- Uchwyt na telefon, co byś się nie musiał tak gimnastykować – odpowiedział Anders i rozsiadł się na plastikowym krześle. - Nawet będziesz mógł sobie selfie strzelić na snapa. A tak poza tym to co to za ton? Trochę wdzięczności!
- Wybacz mi mój brak kultury. Obsługa telefonu stała się dzięki tobie tak łatwa, że w ramach zadośćuczynienia ci poczytam.
Fannemel wyczuł zagrożenie, więc podniósł się z krzesła i powoli skierował swoje kroki w stronę wyjścia:
- Nie no, luzik. Czytaj sobie sam, ja się będę zbierał, bo…
- Siedź – rozkazał Tande, nie czekając nawet na zmyślone usprawiedliwienie Andersa. – Zostaliśmy bohaterami literackimi, musisz tego posłuchać.
- Chyba uszkodziłeś sobie nie tylko rękę, ale też mózg – stwierdził Anders, ale mimo wszystko wysłuchał rozkazu przyjaciela i usiadł z powrotem na krześle. – No, miejmy to już za sobą.
A więc Daniel rozpoczął czytanie: 
                                                                                           
 „Padał gęsty i nieprzyjemny deszcz. Ciężkie krople rozbijały się na błyszczącym wilgocią asfalcie, inne tworzyły różnej wielkości kałuże, a jeszcze inne wsiąkały w jej czerwony, wełniany sweter. Jednostajny szum wody sączącej się z zachmurzonego szarego nieba…”

- Krótko mówiąc „Padał deszcz, a ona nie miała ze sobą parasola” – przerwał mu zniecierpliwiony Fannemel. – Darujmy sobie szczegóły, okej?
- Wiedziałem, że szybko cię wciągnie – odparł Tande i wedle życzenia przyjaciela, skrócił nieco czytaną historię:

„19-letnia Astrid Johansen, studiująca na pierwszym roku fizjoterapii została przyjęta do naszej kadry w ramach studenckich praktyk. Jak dla mnie to kompletnie nieudany pomysł powierzać nasze ponaciągane tyłki młodej dziewczynie, która po pierwsze – nigdy wcześniej wysportowanego tyłka nie masowała, a po drugie… no. Jest młodą dziewczyną, po prostu. A nasza drużyna składa się z samych facetów – w tym dwóch niewyżytych, którzy nie mając stałej partnerki wykorzystują każdą możliwą okazję żeby poruchać. Tak zostaliśmy przedstawieni Fannemel. Obdarto nas z godności” – Tande zamilkł na moment, aby dodać swojej wypowiedzi nieco dramaturgii. W ramach odpowiedzi uzyskał jedynie pełne politowania spojrzenie Andersa. Nie uzyskując zrozumienia z jego strony, machnął ręką i przeszedł do ciągu dalszego:

„To był taki mały spoiler. Wracając do treści tej historii to ja na miejscu Stoeckla wybrałbym kogoś bardziej doświadczonego. Ale co ja mogłem powiedzieć? To co pokryło się z rzeczywistością to żelazna zasada o nieomylności trenera. Alexander Stoeckl ma zawsze rację. Jeśli jej nie ma to powtórz pierwsze zdanie. Albo przeczytaj mu tą historię, w której pod koniec następuje moment, w którym nasz szanowny trener dobrowolnie przyznaje się do popełnionego błędu.
Zanim ten moment nastąpił, w drużynie, za jego plecami nastąpiła istna rewolucja. Wręcz rzeź. Z wyłącznym udziałem naszej dwójki i niedoświadczonej fizjoterapeutki. Niedoświadczonej ani w zawodzie ani w życiu, jak się okazało.
Zaczęło się niewinnie. Ciebie chyba akurat nie było, nawet nie wiem dlaczego, bo autorka o tym nie wspomina. Alex przedstawił nam nową członkini naszego sztabu i kazał nam być wobec niej miłym. Kenny, Johann i cała reszta od razu zaczęła wchodzić jej do dupy, na co ona reagowała tylko idiotycznym chichotem i kilkukrotnie powtarzała własne imię w celu przedstawienia się.
A ja zaniemówiłem. Bo była piękna, jej uśmiech sprawiał, że deszcz za oknem zdawał się cichnąć, a zza chmur wyglądało słońce, które tylko ja byłem w stanie dostrzec swoimi zakochanymi oczami. Krótko mówiąc, wjebałem się po same uszy.
Podszedłem do niej kiedy szum wokół jej osoby ucichł i zostaliśmy w tym nieokreślonym przez autorkę pomieszczeniu sami.
- Cześć, jestem Daniel – powiedziałem, nieśmiało wyciągając rękę w jej kierunku. Na co ona odpowiedziała mi tym pięknym uśmiechem, który rzekomo rozjaśniał pogodę za oknem.
- Astrid – odpowiedziała, tak jakbym co najmniej nie słyszał tego już jakieś pierdyliard razy i uścisnęła moją dłoń, która zaczęła lekko drżeć z nerwów.
Tu nastąpiła krótka chwila, podczas której wpatrywaliśmy się w siebie z napięciem. Każde z nas chciało coś powiedzieć, ale oboje byliśmy zbyt przejęci, więc po prostu się do siebie uśmiechaliśmy. Czy to był początek wielkiej miłości? Mógłby być, ale potem do pomieszczenia wparował jakiś krasnal z krzywym nosem, który wszystko zepsuł. Tak, okazało się, że to ty, Fannemel.”

- Pierdol się – przerwał Anders.                                                          
- Sam się pierdol. Taka prawda.

 „W momencie kiedy wszedłeś do pokoju świat został ukazany z perspektywy bohaterki, która na twój widok musiała chwycić się krzesła, przy którym stała żeby się nie przewrócić. Krótko mówiąc: powaliłeś ją. Słuchaj uważnie, bo w prawdziwym życiu nigdy ci się to nie uda.
Astrid zaczęła oddychać głębiej niż dotychczas, mając nadzieję, że tego nie zauważymy. Całe szczęście byliśmy pochłonięci rozmową na nieokreślony temat i nie byliśmy świadomi tego, że osoba trzecia dusi się tuż pod naszym nosem.
- O, my się chyba jeszcze nie poznaliśmy – oznajmiłeś błyskotliwie kiedy w końcu raczyłeś dostrzec jej obecność. – Anders jestem.
W tym momencie nasza bohaterka zapowietrzyła się jeszcze bardziej, a twoje imię zostało powtórzone w jej głowie kilkukrotnie, bo tak jej się spodobało. Kompletnie nie rozumiem dlaczego, skoro jeszcze rok temu mieliśmy w drużynie trzech Andersów. To bardzo przeciętne imię. Niemniej jednak Astrid była wniebowzięta. Przez głowę przeszła jej nawet myśl, że jeśli za ciebie wyjdzie to będziecie mieli takie same inicjały.
- Astrid – odpowiedziała z trudem łapiąc powietrze.
- Astrid – powtórzyłeś głupkowato, a  ona prawie dostała orgazmu słysząc swoje imię z twoich ust. – Ładnie – dodałeś, po czym oznajmiłeś, że musisz lecieć i znowu zostawiłeś nas samych.
A ja kompletnie nieświadomy tego co działo się w jej głowie ucieszyłem się, że mogę porozmawiać z nią bez świadków własnej kompromitacji. Bo z kolei tego, że mnie odrzuci byłem tak świadomy jak tego, że nie opuszczę szpitala w ciągu najbliższych dwóch dni. No ale nie byłoby żadnej historii, gdybym pozwolił by ta świadomość powstrzymała mnie przed podjęciem kolejnych kroków.
A więc w dalszym ciągu robiłem z siebie debila.
- Jesteście bliskimi przyjaciółmi? – spytała, niby niewinnie, moja platoniczna ukochana.
- Tak. Jako jedyni single w drużynie lubimy trzymać się razem – odparłem, ciesząc się jak debil, że przemyciłem w rozmowie informację o swoim stanie cywilnym. Szkoda, że fikcyjny Daniel nie pomyślał, iż mogło to zabrzmieć jak informacja o orientacji seksualnej. Astrid też nie pomyślała w ten sposób. Nie potraktowała również tej wypowiedzi jako informację o moim stanie cywilnym, a o Twoim, Fannemel. Tylko, że nie powiedziała tego na głos, a uśmiech, którym mi odpowiedziała potraktowałem jako przyzwolenie do dalszych działań.
Dni mijały, a nasza fizjoterapeutka robiła wszystko oprócz tego co powinien robić fizjoterapeuta. Szczególnie upodobała sobie ślinienie się do jednego z członków naszej drużyny, czyli ciebie oraz picie kawy z jego najlepszym przyjacielem, czyli ze mną. Najczęściej na balkonie w naszym hotelowym pokoju. Była zima, ale kto by się tym przejmował? Ach, kawa oczywiście przygotowana przeze mnie, a jakże. Byłem pantoflarzem jeszcze przed naszym wyimaginowanym ślubem.
- Gdzie podziewa się Anders?
- Kiedy wróci Anders?
- O, Anders. Może do nas dołączysz?
Te trzy pytania w różnej kolejności przewijały się w niemalże każdej naszej rozmowie, a ja naiwny wiesz co myślałem? Że to super, że chce mieć dobre relacje z moim kumplem. No zajebiście po prostu. Zwłaszcza, że ciebie nie interesowały jakieś bliższe relacje z nią. Wolałeś zabawiać się z przypadkowymi panienkami, bez zobowiązań.
I na takim jednym niezobowiązującym wyskoku zostałeś przez nią przyłapany. To znaczy nie w akcji, oczywiście. Podczas tak zwanej gry wstępnej na korytarzu. Potem zniknęliście jej z oczu za drzwiami naszego pokoju, a ona z nieludzkim bólem w sercu poszła płakać do swojego pokoju.
Dołączyłem do niej, bo gdzie miałem iść, skoro nasz pokój chwilowo był miejscem wydarzeń niemoralnych? To znaczy, nie poszedłem razem z nią ryczeć, w końcu nawet nie wiedziałem, że to aż tak na nią wpłynęło. O tym, że płacze dowiedziałem się dopiero, gdy pozwoliła mi wejść do swojego pokoju. Powód płaczu był mi oczywiście nieznany, dlatego przyjąłem jej wytłumaczenie, iż umarł jej kot. Kto jak kto, ale ja śmierci kota nie przyjąłbym obojętnie, toteż od razu zacząłem brać się za jej pocieszanie. Nawet popłakałem się razem z nią, rozumiesz? Płakałem, bo zabawiałeś się w naszym pokoju z jakąś laską. No ale myślałem, że to przez jej świętej pamięci kota, więc nie upadłem jeszcze aż tak nisko.
Tak sobie siedzieliśmy w ciasnym uścisku, aż koleżanka Astrid postanowiła wziąć sobie ode mnie to co ty wolałeś dawać tej bezimiennej dziewczynie. Pocałowała mnie nagle i gwałtownie. Włosy wplotła w moje włosy, aż szczerze się przestraszyłem, że chce mi je wyrwać. Pomyślałem więc, że postanowiła iść na całość Tym bardziej, że chwilę później jej dłonie wprosiły się pod mój sweter. Jestem tylko facetem, więc nie mogłem nie skorzystać. Moje ręce także wkradły się pod jej koszulkę, a wtedy…
- Mam tego dość! – wrzasnęła w moim kierunku, a ja, jak na pantoflarza przystało, niemalże się jej ukłoniłem i czekałem na wybaczenie za to haniebne posunięcie. – Wszyscy jesteście tacy sami! Zależy wam tylko na jednym!
- Ale... – podjąłem próbę wytłumaczenia się, ale Astrid nie dała mi dojść do słowa.
- Mam tego dość! – powtórzyła. – Mam was wszystkich dość! Wyjdź stąd! Wyjdź!
Darła się jak opętana. Nic dziwnego, że opuściłem jej pokój w popłochu. W tym wypadku jestem sobie w stanie wybaczyć swoją pantoflarską uległość.
Najciekawsze nastąpiło jednak dopiero potem. A mianowicie nastąpiło Ga-Pa i impreza sylwestrowa, którą miałem zamiar niecnie wykorzystać. Astrid wybaczyła mi mój haniebny występek, który sama sprowokowała i znowu ze mną rozmawiała, a nawet dawała się chwytać za rękę. Poczyniliśmy więc jakiś progres. Tajemnicą poliszynela był fakt, iż coś między nami jest. Szkoda, że tylko ona wiedziała, że to „coś” jest bardzo jednostronne i tylko na pokaz. Wystarczyło żebym zniknął gdzieś na moment, a ona już śliniła się do ciebie. A raczej, tak dla odmiany, to ty się śliniłeś, bo byłeś pijany.
- Hej – powiedziałeś opierając się nonszalancko o ścianę. – Powiedz mi proszę, czy nie bolą cię przypadkiem nogi?
- Trochę tak, a co?
- Bo cały czas chodzisz po mojej głowie!
Astrid poczuła wstyd, bo rzekomo przez własną głupotę spaliła twój tekst. Moim zdaniem jeśli ktoś w tej sytuacji wykazał się głupotą to ty, Fannemel. No bo żeby rwać panienki tekstami rodem z Google?  Okej, już tak na mnie nie patrz. Nie ty, tylko twoja fikcyjna wersja.
- Jeśli chcesz, możemy stąd wyjść. Chętnie wymasuję ci te bolące nóżki – odpowiedziałeś, a Astrid zachichotała jak idiotka, po czym bezmyślnie poszła za tobą. Do naszego pokoju, a jakże. W celu wiadomym. To jest po prostu nie do pomyślenia. Ja przez te długie miesiące starałem się o jej względy, niczym wytresowany piesek i dostałem w zamian tylko „Wszyscy jesteście tacy sami”, a ty wypiłeś trochę za dużo alkoholu, powiedziałeś jej kilka idiotycznych komplementów i poleciała oddać ci swoją cnotę. A opis tego zajścia jest tu tak dokładny, że autorka Greya mogłaby się powstydzić…”

- Daj przeczytać! – wypalił Fannemel, który nagle ożywił się niczym po spożyciu mocnej, czarnej kawy.
- Spadaj, żartowałem – odpowieadził Tande i kontynuował streszczanie historii:

„Następnego dnia nasza droga Astrid obudziła się w takim nastroju jakby ją poprzedniego wieczora Schlierenzauer upił RedBullem. Chyba byłoby dla niej lepiej, gdyby tak się stało, ale ona jeszcze nie była tego świadoma. Widząc ciebie u swojego boku pomyślała więc, że spotkała ją najlepsza rzecz pod słońcem.
- O kurwa. Tande mnie zabije – przywitałeś ją tym jakże romantycznym stwierdzeniem, na co ona gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęło się robić dramatycznie:
- Ale ja nie jestem jego własnością! Chcę być z tobą, nie z nim!
- Zwariowałaś? Najlepiej będzie jeśli on o niczym się nie dowie, a my o tym zapomnimy.
- Ale ja nie chcę zapominać! – Tak jest. To ten moment kłótni, w którym dziewczyna postanawia użyć argumentów ostatecznych, a mianowicie – rozpłakać się. Niestety, przez swoje niedoświadczenie w kłótniach damsko-męskich, Ty  pozostałeś niewzruszony. Chcąc poświęcić jej choć trochę uwagi postanowiłeś podać jej  sweter, który poprzedniego wieczora tak ochoczo z niej zrzuciłeś. Astrid, aby dodać nieco dramatyzmu swojemu wyjściu, wyrwała ci go z ręki i nawet na siebie nie założyła. Wyszła na korytarz w samych dżinsach i staniku. Cóż za niesamowity zbieg okoliczności, że tuż za drzwiami stałem ja. Całe szczęście nie byłem aż tak głupi, żeby nie poskładać tego co widziałem w jedną, logiczną całość.
- A ja się zastanawiałem gdzie nagle zniknęłaś – prychnąłem. – Dziwnym trafem Fannemel też się gdzieś zapodział.
- Przepraszam cię, Daniel! – wyryczała nagle, a ja – wbrew swojej pantoflarskiej naturze – wyminąłem ją i wszedłem do naszego pokoju. Byłbym niesamowicie dumny ze swojej asertywności, gdyby nie fakt, że za jej naiwność postanowiłem ukarać ciebie. Tak, dobrze myślisz. Polała się krew. Ale tego, że złamałem Ci nos nikt nie zauważył, bo on zawsze jest krzywy. Za to mój spadek formy, według opinii osób postronnych był efektem dwudniowego  kaca po sylwestrowym melanżu”.

- Bo tak było – Fannemel dorzucił trzy grosze do historii opowiadanej przez Daniela. – To nie ja byłem zalany w trupa, tylko ty. I to ty bawiłeś się w podryw. Problem w tym, że nie mamy w drużynie nastolatki, więc postanowiłeś poderwać Toma, bo zmyliły cię jego dłuższe włosy.
- Nie psuj autorce koncepcji, okej? – Tande zgromił wzrokiem swojego przyjaciela, po czym wrócił do opowiadania historii:

„Wieści rozeszły się szybciej niż w Internecie. Astrid popadła w takiego doła, że nie była w stanie wykonywać swojej roboty, zupełnie tak, jakby dotychczas ją wykonywała. Ja boczyłem się na ciebie niczym moja matka na mnie, kiedy wypuściłem naszego kota, a on nie pojawił się w domu przez najbliższe 3 dni. Tobie było po prostu głupio, a nasz konflikt tak zagęścił atmosferę w drużynie, że wszyscy skakali jak patałachy, więc ostatecznie Słoweńcy sprzątnęli nam Puchar Narodów sprzed nosa.
Jak już wspomniałem na początku, taki stan rzeczy doprowadził naszego trenera do ostateczności:
- Popełniłem błąd zatrudniając do sztabu młodą dziewczynę – oznajmił błyskotliwie Stoeckl. – Powinienem był się spodziewać, że nie wszyscy będziecie w stanie zapanować nad własnymi popędami.
I w ten oto sposób 19-letnia fizjoterapeutka pożegnała się z naszym sztabem, a na jej miejsce podobno pojawił się jakiś facet w podeszłym wieku. To wszystko nasza wina, Fannemel i nikt nie zamierzał się kryć z obwinianiem nas za to, że tak się stało. Nie rozumiem jaki w tym problem. Ja to byłbym wdzięczny za fizjoterapeutę-staruszka. Nie dość, że byłby bardziej doświadczony w swoim fachu to jeszcze nie zabierałby nam tylu fanek co Lars.
Zakończenie tej historii ma miejsce już na początku kolejnego sezonu. Nasza była fizjoterapeutka postanowiła powspominać swój dawną funkcję albo po prostu przyjrzeć się jak powinna ta praca wyglądać by nie mylić już nadwyrężonych kolan z innymi częściami ciała. W każdym razie zjawiła się podczas konkursu w Lillehammer i jakże dziwnym trafem wpadła na mnie.
- Hej, Astrid – przywitałem się grzecznie, wprawiając ją w zakłopotanie. Od razu dostrzegłem, że przyprowadziła koleżankę i chwilę później obok nas zmaterializowałeś się ty, ale w przeciwieństwie do mnie zauważyłeś tylko i wyłącznie tą koleżankę.
- Poznajcie moją przyjaciółkę, Katherinę – oznajmiła nasza była fizjoterapeutka. Chciałem podać jej dłoń i się przedstawić, ale znowu ty się musiałeś wtrącić.
- Cześć, Katherina. Jestem Anders.
Tym razem to dla ciebie wzeszło niewidoczne dla innych słońce i to ty wjebałeś się po uszy. Ale twoja koleżanka przynajmniej od początku była zainteresowana tylko tobą i obyło się bez rozlewu krwi. Ja za to zawarłem rozejm z Astrid i wszyscy byliśmy zakochani i obrzydliwie szczęśliwi. Podsumowując: śmiechom nie było końca i nikt nie potrafił zatrzymać tej karuzeli śmiechu.”

Daniel zakończył opowiadanie pełnej zwrotów akcji historii i spojrzał na Andersa, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Nastąpił jednak moment ciszy.
- Mam traumę – oznajmił Fannemel po chwili. Opadł na krzesło i głęboko odetchnął, jakby słuchanie tej historii nieludzko go zmęczyło, a po chwili namysłu dodał: – Jeśli znajdziesz sobie dziewczynę to lepiej od razu przyprowadź ją do mnie z koleżanką, oszczędźmy sobie takich cyrków.
- Zapomnij, że kiedykolwiek przedstawię ci swoją dziewczynę.
- To też jakiś plan. – Kiwnął głową z uznaniem i podniósł się do pozycji stojącej. - Chyba będę się zbierał. Do zobaczenia innym razem.
- Żartujesz? Mam jeszcze osiem historii w zanadrzu!
Anders Fannemel wiedział już, że to będzie bardzo długi dzień.

________________________________
Ta historia to jest chyba największy błąd mojego życia, ale skoro już ją zaczęłam i znalazło się grono osób, które chcą ją czytać to kontynuuję. Jeśli ktoś po prologu liczył na coś lepszego to przepraszam, ale chyba jestem trochę zbyt drętwa na pisanie śmiesznych historii.

Nastoletnie fizjoterapeutki często pojawiają się w skokowych fanfiction, więc wzięłam ten temat na pierwszy ogień. Natomiast tą jakże bogatą fabułę wymyśliłam sama, inspirując się Internetami oraz własnymi pseudoliterackimi początkami. Wszelkie podobieństwa do istniejących w Internecie opowiadań są przypadkowe :)

piątek, 17 czerwca 2016

Prolog, czyli jak Anders Fannemel podpisał na siebie wyrok

Daniel Andre Tande nie miał z kim dzielić swojego życia, a  konkretniej mówiąc – nie znalazł jeszcze swojej życiowej partnerki. Miał tylko ogromnego, rasowego kota oraz jego liczne potomstwo.  Dlatego podczas gdy jego koledzy po zawodach wracali do swoich ukochanych, Daniel wracał do swojej kociej brygady. I do rodziny, oczywiście, ale za sprawą jego rodzicielki w domu rodziny Tande panowała kocia dominacja. Tak więc do kotów wracał w pierwszej kolejności, co stało się pretekstem do żartów i powoli zaczynało przyćmiewać fakt, iż dotychczas uchodził za eksperta do spraw doboru obuwia domowo-podwórkowego lub – jak kto woli – tak zwanych laczków.
- Uważaj, żeby lądowanie na czterech łapach ci się kiedyś nie udzieliło – wyśmiał go któregoś dnia Fannemel. I za to Daniel nienawidził go w tym momencie nienawiścią czystą i głęboką.
Mądrala się znalazł.
Hipokryta pieprzony. Przecież sam się zastanawiał nad zainwestowaniem w kota, zwątpiwszy w to, że kiedyś uda mu się znaleźć kobietę, która nie wyśmieje ani jego niskiego wzrostu ani nieproporcjonalnie dużej głowy.
Kto uważnie śledził poczynania Daniela w poprzednim sezonie doskonale wie, że całkiem dobrze zaczęło wychodzić mu lądowanie na dwóch łapach. Raz udało mu się nawet wygrać, tylko że kibice nie dostrzegli w tym jego sukcesu, a jedynie fakt, iż uczynił Petera Prevca drugim. Zamiast podziwiać jego wyczyn, podziwiali internetowe memy wypominające Prevcowi jego niechlubny tytuł wiecznie drugiego. Kilka miesięcy później to on dwukrotnie był drugi, aczkolwiek w jego przypadku nie oznaczało to przejęcia prevcowej łatki. On pozostał królem laczków. Na dorobienie się jakiegoś ciekawszego, bardziej sportowego tytułu musiał sobie jeszcze zapracować.
Pracował więc zawzięcie, w międzyczasie wybywając z Fannemelem na wakacje do Meksyku. To wtedy padły te nieszczęsne, prorocze słowa z ust jego – jak mu się wydawało – przyjaciela.
Bo Tande, owszem, spróbował lądować na czterech łapach, ale była to próba niezamierzona, mająca go uratować przed bolesnym upadkiem, kiedy to lądowanie na dwóch kończynach poszło nieco wbrew jego zamierzeniom. Niestety ludzkie kończyny nie mogły poszczycić się taką solidnością jak te kocie, które według legend były w stanie uratować im ich dziewięć żyć. Ludzkie kończyny były niestabilne i kruche. Jego lądowanie na czterech łapach zakończyło się więc kilkoma niekontrolowanymi przewrotami, wstrząśnieniem mózgu i złamaną w dwóch miejscach ręką. Wizualnie najmocniej ucierpiał jego lewy profil – wyglądał jakby stoczył zawziętą walkę z co najmniej dwoma ze swoich kotów. Ciekawe jak mocno zmaleje liczba jego fanek kiedy zobaczą go w takim stanie?
Pieprzony Fannemel i jego czarnowidztwo. A żeby mu ludzie od Waltera źle zeskok ubili! Niech poczuje jak to jest.
- Ale zaryłeś o igielit – oznajmił przeklinany właśnie przez Tande Fannemel. - Obawiam się, że zostało ci już tylko osiem z twoich dziewięciu kocich żyć – dodał tłumiąc wybuch głupkowatego chichotu.
- Ciesz się, bo gdybym zginął to zrobiłbym ci taką makabrę, że scenarzystom horrorów się to nawet nie śniło.
- Już się tak nie bulwersuj. Jak Freitag rąbnął w Engelbergu to cieszył gonga jak idiota, a ty plujesz jadem, gorzej niż Maciej Kot jak mu kombinezon za mocno krocze uciska. A poza tym to czemu mi? To ja ci te narty tak skrzyżowałem, żeś pierdolnął?
- A było kłapać jadaczką o lądowaniu na czterech łapach? No i wykłapałeś mi ten upadek!
Tak zwany rekordzista świata wywrócił teatralnie oczami i rozsiadł się na krześle przy łóżku nieszczęsnej ofiary zbuntowanych nart.
- Dalej masz osiem żyć – przypomniał mu Anders, a Tande obrzucił go karcącym spojrzeniem. Poziom jego zdenerwowania lub, mówiąc dosadniej – wkurwienia podniósł się znacznie gdy Fannemel zabrał się za konsumpcję jego Milki Oreo, którą kilka godzin wcześniej przyniosła mu siostra.
- Co się tak gapisz? Jestem po treningu, muszę uzupełnić kalorie! – usprawiedliwił się Anders. - Uśmiechnij się do Wellingera to dostaniesz cały karton. W ciągu twoich ośmiu żyć jeszcze nie raz będziesz miał okazję żeby się tym nażreć. Ja mam tylko jedno.
Nagminne wspominanie o danielowych ośmiu życiach powoli przestawało śmieszyć nawet lekarzy siedzących na korytarzu.
Za to Daniel zaczął się śmiać, ale dopiero wtedy gdy odkrył, że Anders trochę się pomylił. Może przebywanie w kocim towarzystwie nie dało mu umiejętności lądowania na czterech łapach, ale za to odkrył, że posiada owe dziewięć żyć, które pozostawały w stanie nienaruszonym, wbrew żartom Fannemela.  Wprawdzie nie miały one nic wspólnego z jego rzeczywistą egzystencją, która aktualnie ograniczała się do szpitalnego łóżka i śmierdzącej stęchlizną pościeli, ale z pewnością mogły stanowić jej dosyć barwne uzupełnienie. Zwłaszcza, że przebywając w szpitalu nie narzekał na nadmiar obowiązków i mógł sobie pozwolić na bezkarne czytanie. Bynajmniej nie ambitnej literatury, a wirtualnych historii, w których grał główną rolę.

 _____________________________

Trochę się stresuję, bo to taki mały eksperyment i nie jestem pewna co z tego wyjdzie.  Pierwszy rozdział jest już niemalże stworzony i oby z kolejnymi poszło równie gładko.