piątek, 17 czerwca 2016

Prolog, czyli jak Anders Fannemel podpisał na siebie wyrok

Daniel Andre Tande nie miał z kim dzielić swojego życia, a  konkretniej mówiąc – nie znalazł jeszcze swojej życiowej partnerki. Miał tylko ogromnego, rasowego kota oraz jego liczne potomstwo.  Dlatego podczas gdy jego koledzy po zawodach wracali do swoich ukochanych, Daniel wracał do swojej kociej brygady. I do rodziny, oczywiście, ale za sprawą jego rodzicielki w domu rodziny Tande panowała kocia dominacja. Tak więc do kotów wracał w pierwszej kolejności, co stało się pretekstem do żartów i powoli zaczynało przyćmiewać fakt, iż dotychczas uchodził za eksperta do spraw doboru obuwia domowo-podwórkowego lub – jak kto woli – tak zwanych laczków.
- Uważaj, żeby lądowanie na czterech łapach ci się kiedyś nie udzieliło – wyśmiał go któregoś dnia Fannemel. I za to Daniel nienawidził go w tym momencie nienawiścią czystą i głęboką.
Mądrala się znalazł.
Hipokryta pieprzony. Przecież sam się zastanawiał nad zainwestowaniem w kota, zwątpiwszy w to, że kiedyś uda mu się znaleźć kobietę, która nie wyśmieje ani jego niskiego wzrostu ani nieproporcjonalnie dużej głowy.
Kto uważnie śledził poczynania Daniela w poprzednim sezonie doskonale wie, że całkiem dobrze zaczęło wychodzić mu lądowanie na dwóch łapach. Raz udało mu się nawet wygrać, tylko że kibice nie dostrzegli w tym jego sukcesu, a jedynie fakt, iż uczynił Petera Prevca drugim. Zamiast podziwiać jego wyczyn, podziwiali internetowe memy wypominające Prevcowi jego niechlubny tytuł wiecznie drugiego. Kilka miesięcy później to on dwukrotnie był drugi, aczkolwiek w jego przypadku nie oznaczało to przejęcia prevcowej łatki. On pozostał królem laczków. Na dorobienie się jakiegoś ciekawszego, bardziej sportowego tytułu musiał sobie jeszcze zapracować.
Pracował więc zawzięcie, w międzyczasie wybywając z Fannemelem na wakacje do Meksyku. To wtedy padły te nieszczęsne, prorocze słowa z ust jego – jak mu się wydawało – przyjaciela.
Bo Tande, owszem, spróbował lądować na czterech łapach, ale była to próba niezamierzona, mająca go uratować przed bolesnym upadkiem, kiedy to lądowanie na dwóch kończynach poszło nieco wbrew jego zamierzeniom. Niestety ludzkie kończyny nie mogły poszczycić się taką solidnością jak te kocie, które według legend były w stanie uratować im ich dziewięć żyć. Ludzkie kończyny były niestabilne i kruche. Jego lądowanie na czterech łapach zakończyło się więc kilkoma niekontrolowanymi przewrotami, wstrząśnieniem mózgu i złamaną w dwóch miejscach ręką. Wizualnie najmocniej ucierpiał jego lewy profil – wyglądał jakby stoczył zawziętą walkę z co najmniej dwoma ze swoich kotów. Ciekawe jak mocno zmaleje liczba jego fanek kiedy zobaczą go w takim stanie?
Pieprzony Fannemel i jego czarnowidztwo. A żeby mu ludzie od Waltera źle zeskok ubili! Niech poczuje jak to jest.
- Ale zaryłeś o igielit – oznajmił przeklinany właśnie przez Tande Fannemel. - Obawiam się, że zostało ci już tylko osiem z twoich dziewięciu kocich żyć – dodał tłumiąc wybuch głupkowatego chichotu.
- Ciesz się, bo gdybym zginął to zrobiłbym ci taką makabrę, że scenarzystom horrorów się to nawet nie śniło.
- Już się tak nie bulwersuj. Jak Freitag rąbnął w Engelbergu to cieszył gonga jak idiota, a ty plujesz jadem, gorzej niż Maciej Kot jak mu kombinezon za mocno krocze uciska. A poza tym to czemu mi? To ja ci te narty tak skrzyżowałem, żeś pierdolnął?
- A było kłapać jadaczką o lądowaniu na czterech łapach? No i wykłapałeś mi ten upadek!
Tak zwany rekordzista świata wywrócił teatralnie oczami i rozsiadł się na krześle przy łóżku nieszczęsnej ofiary zbuntowanych nart.
- Dalej masz osiem żyć – przypomniał mu Anders, a Tande obrzucił go karcącym spojrzeniem. Poziom jego zdenerwowania lub, mówiąc dosadniej – wkurwienia podniósł się znacznie gdy Fannemel zabrał się za konsumpcję jego Milki Oreo, którą kilka godzin wcześniej przyniosła mu siostra.
- Co się tak gapisz? Jestem po treningu, muszę uzupełnić kalorie! – usprawiedliwił się Anders. - Uśmiechnij się do Wellingera to dostaniesz cały karton. W ciągu twoich ośmiu żyć jeszcze nie raz będziesz miał okazję żeby się tym nażreć. Ja mam tylko jedno.
Nagminne wspominanie o danielowych ośmiu życiach powoli przestawało śmieszyć nawet lekarzy siedzących na korytarzu.
Za to Daniel zaczął się śmiać, ale dopiero wtedy gdy odkrył, że Anders trochę się pomylił. Może przebywanie w kocim towarzystwie nie dało mu umiejętności lądowania na czterech łapach, ale za to odkrył, że posiada owe dziewięć żyć, które pozostawały w stanie nienaruszonym, wbrew żartom Fannemela.  Wprawdzie nie miały one nic wspólnego z jego rzeczywistą egzystencją, która aktualnie ograniczała się do szpitalnego łóżka i śmierdzącej stęchlizną pościeli, ale z pewnością mogły stanowić jej dosyć barwne uzupełnienie. Zwłaszcza, że przebywając w szpitalu nie narzekał na nadmiar obowiązków i mógł sobie pozwolić na bezkarne czytanie. Bynajmniej nie ambitnej literatury, a wirtualnych historii, w których grał główną rolę.

 _____________________________

Trochę się stresuję, bo to taki mały eksperyment i nie jestem pewna co z tego wyjdzie.  Pierwszy rozdział jest już niemalże stworzony i oby z kolejnymi poszło równie gładko.